Na początku „buntownicza” dziewczyna przyjmowała oporną postawę wobec tych osób zakonnych a kiedy musiała się do nich zwracać, używała ostrych słów, kiedy jednakże ujrzała ich budujące zachowanie oraz pobożny i żarliwy sposób modlenia się, zmieniła o nich zdanie, rozważyła Mękę Chrystusową i żałowała dokonanego zła w całym jej życiu, otrzymując rozgrzeszenie w Bazylice Grobu Pańskiego w Jerozolimie. Pewna zakonnica wskazała jej kapłana, by z nim porozmawiała i tak stał się on od tamtego czasu jej kierownikiem duchowym. Jednakże studentka nie była całkowicie „ujarzmiona”, i prowadziła swe chrześcijańskie życie połowicznie, na kompromisach i kontrastach. Przełom nastąpił podczas pielgrzymki do Fatimy, gdzie zdecydowała się zachowywać bardziej odpowiednio. Wróciwszy do Włoch poprosiła swego kierownika duchowego o prowadzenie zarówno jej duszy jak i duszy jej narzeczonego w związku z zbliżającym się małżeństwem. W międzyczasie zaczęła odmawiać każdego dnia różaniec, zmieniła sposób ubierania się, przestała robić sobie makijaż i nie chodziła już na dyskoteki. Ta zmiana przysporzyła jej wiele problemów z rodziną, toteż zdecydowała się przeprowadzić do klasztoru sióstr poznanych w Ziemi Świętej, by móc kontynuować swoje studia na spokojnie.
Dziewczyna nie miała żadnego zamiaru zostać zakonnicą, ale jej kierownik duchowy przedstawił jej możliwość powołania zakonnego. Żyjąc razem z siostrami zakonnymi zaczęła brać udział w życiu wspólnoty, we wspólnych modlitwach, i zamiast uczyć się, czytała biografie świętych. Zaczęła odczuwać po raz pierwszy w swoim życiu wezwanie do życia zakonnego, ale próbowała zagłuszyć w sobie to natchnienie, starając się uciszyć głos serca. Pomówiła o tym z kierownikiem duchowym, który potwierdził jej to, czego się obawiała: chodziło o powołanie. I tak oto zostawiła klasztor i wróciła do domu, nie chcąc słyszeć o powołaniu, oddała się przygotowaniom do ślubu, by zapobiec temu, by Bóg pokrzyżował jej plany. Przygotowania do ślubu jednakże, zamiast napełniać ją radością, wzbudzały w niej lęki. Wszyscy zauważyli, co się z nią działo, ale ona nie chciała przyznać, że brakowało jej życia modlitewnego z siostrami zakonnymi oraz bliskiej relacji z Jezusem, czyli tego, co stało się dla niej nieodzownym jak tlen. W międzyczasie jej pokoik stał się podobny do klasztornej celi.
W dniu swych urodzin zadzwoniła do zakonnic, które ją zaprosiły na kilka dni do ich klasztoru. Zgodziła się z radością, gdyż jej serce ciągnęło ku życiu zakonnemu. Miała zostać tam tylko parę dni, tymczasem została tam już na zawsze. Dobry Jezus wzywał ją, a ona zmęczyła się walką, opieraniu się Mu oraz uciekaniu. Tak oto poddała się miłości Boskiego Zbawiciela i powiadomiła telefonicznie rodziców oraz narzeczonego o swojej decyzji wybrania życia konsekrowanego. Będąc razem z Jezusem i Maryją jej serce poczuło się w końcu szczęśliwe.